Powalcz o Turcoviste – czyli bajka o tym, co było przed klimatem Mohera
Historia pokazuje, że każda osada ludzka wymaga sprawnego zarządcy. Bez dobrego włodarza takie na przykład średniowieczne miasteczko zaczynało podupadać, a i zepsucie szerzyło się w nim na potęgę. Czasem jedynym rozwiązaniem problemu złego włodarza mógł się okazać tylko jawny bunt. Jednak w mrocznych czasach mało było odważnych, a ci co mogliby coś zrobić, woleli się układać...
W czasach panowania Donka Kinga, bracia Piotr i Szymon (zwanymi w skrócie braćmi PiS), bardzo chcieli przejąć tron na różne sposoby. Piotr na przykład, jako decydent, wysłał bezpowrotnie brata Szymona na poselską popisówkę do cara Tupina. Wszystko po to, aby później wymusić na Donku pochówek brata w mieście Krakosa, i aby został bogato pochowany za pieniądze podatników wśród zasłużonych jego imperium. Mało tego, dla spokoju (tu naciskał Piotr) Donek wypłacił olbrzymie odszkodowania z głównego skarbca, rodzinom całej świty towarzyszącej Szymonowi w wyprawie.
Najgorsze jest to, że kareta, w której zginęli Szymon z żoną i jego świtą, nie została zwrócona przez cara Tupina, gdyż wypadek miał miejsce na terenach, którymi włada car. To właśnie car, a raczej jego prokuratorzy, mieli prawo do przetrząśnięcia resztek karety, bez musu jej oddania, jako dowodu nr 1 w tej katastrofie.
Opisał bym bardziej co działo się w Warsowii, gdzie po nieodzyskanej karecie i mało wiarygodnemu wypadkowi brata, Piotr, który miał nieokiełznane wpływy na zachowania moherstwa (specjalnej grupy pospólstwa), które wychodzi na ulice z krzyżami i próbuje zaszczepić w większości starszych ludzi swój plan. Wtrącę jeszcze, że Piotr mocno był popierany przez bogatego księdza z miasta Piernikowo, takiego co to nie żyje w ubóstwie, a siedem grzechów głównych zna tylko z ambony. Mnie interesuje natomiast mieścina położona ponad 200 km od stolicy, gdzie też pełno jest moherstwa. Po przedstawieniu tła historycznego, skupię się wyłącznie na tej właśnie osadzie zwanej Turcoviste.
Otóż w Turcoviste rządził niepodzielnie od 1002 roku Zbysiu Żuraw. Przed nim wcześniej rządził krótko, bałkański wasal Stanislav Poturalisević. Przypominam, że w Turkoviste średniowiecze nastąpiło wcześnie, a i nie wiadomo jak długo jeszcze tam zabawi.
Jak wiemy średniowiecze wiązało się z rozwojem i dynamiką gospodarczą, podczas gdy w osadzie „Żurka” (bo tak za jego plecami, słodko nazywali jego wasale i wszyscy z jego wąskiej świty), wszystko przepadało bezpowrotnie. Oczywiście Zbigniew Żuraw nie ponosił żadnych konsekwencji za swoje czyny, licząc na dalszy, nieodpowiedzialny byt na stołku (i chyba stąd wzięło się powiedzenie o siedzeniu na ciepłym stołku, bo nawet jak parzy w kuper, to z niego nie zejdziesz). Ironią sprawowania tejże „służby” było to, że za jego decyzje, nikt od góry nie karał włodarza tej osady, podczas gdy np. „żandarmeria miejska” potrafiła karać za jazdę na świni bez odblasków, czy na mule, pod wpływem alkoholu. Nie ważne, że świta Żurawia bawiła się zimą roku pańskiego... (nie ważne którego, ale uwierzcie mi, to dopiero była zima), gdzie tak zwani „saneczkarze”, szaleli do bólu, jakby byli w Zakopcu.
Sir Zbigniew Żuraw oprócz tego, że pogrążył tabor konny (dobrze prosperujący) pod słynną nazwą Przejazdy Konne Stanley'a (w skrócie PKS), ma ogromne problemy z Kasztelanem.
Chłopi zamierali w swej niemożności. Ci, co by chcieli stanąć do powstania, Ci których najbardziej gnębiło jarzmo ówczesnych rządów, bali się. Bali się o swoje rodziny, a najbardziej o dzieci (bo te nie wiedziały, ile na ZUS trza zap..…, a od Zbiorowego Urzędowego Skarbca wara tobie chłopie co w polu odciski zbierasz szybciej, niż kolekcjoner motyle w Zimbabwe). Każdy w zaciszu czekał, i liczył na lepsze jutro. Niestety. Tu potrzeba było Robin Hood'a, a może nawet samego Williama Wallace'a. Jednak każdy się bał (bez poparcia i kumoterstwa nie było szans na sukces), a ci co siedzieli przy stole Żurawia, niczym posążki, które trzeba kultywować, nie raczyli zabrać słowa, by nie zaszkodzić swojemu ulowi. Wyrywali się do głosu tylko ci, co widzą bałagan, ale sami nie dawali rady posprzątać (bo ich była mniejszość).
Najgorsze, że w tym bagnie tonęło kilka tysięcy ludzi. Nie zamierzam ich dzielić na kobiety, dzieci, mężczyzn itp. Ani Hofferman, ani nikt z herbu „Kaczor” nie schylił się nad mapą ludzkich problemów w Turcoviste. Ważniejsza była dla nich kareta pozostawiona u Tupina.
Co prawda słynny w tamtych czasach Hofferman, popierał kasztelana Riszelie Bartelika, który próbował skompromitować, swojego „nazewnika” Zbyszka Bartelika. Tylko ciśnie mi się na usta: „Nie pamięta wół jak cielęciem był”. Za swojej „kaduchy” wielkie nic, ale jak się koryto wykrzywiło do innych, to wtedy: że kasztelan fuj, że lazaret fuj, że długi fuj.
Niektórzy mieszkańcy kasztelu mieli pytania do byłego kasztelana Riszelie: czy posada Rynsztokach Miejskich (wygenerowana jak ostatnia kolejka ekstraklasy) była w ogóle potrzebna? „Jaki smak mała woda płynąca tym rynsztokiem, Panie Riszelie?” pytali. „Czy jest słodka jak przelew na konto co 10-tego, czy może kwaśna, niczym pewny radny z głębokimi i trafnymi ripostami?”
Wiele osób w kasztelu zadawało sobie te i inne pytania. Wprowadzona Narodowa Fikcja Zdrowia nie dawała poczucia bezpieczeństwa. Mimo że każdy oddawał duże pieniądze na ZUSy i podatki, gdy przychodziła godzina marności zdrowotnej – bez prywatnej wizyty nie przeżywał. Nie ważne ile poszło ze składek na fundusz, albo byłeś twardy i czekałeś (w dobrym wypadku) ze dwa lata na łoże, albo zdychałeś jak przysłowiowy pies. Takie było średniowiecze. Nikt oprócz wasali, szlachty i popleczników Żurawia nie miał tyle srebrników, by się prywatnie wykurować.
Dlatego Żuraw miał w głębokim poważaniu szpital i jego losy (czyli losy poddanych). Jego było stać na nadwornego lekarza. Najlepszym jego pomysłem było opodatkowanie kasztelanów. A do tego jeszcze lubił patrzeć jak dwoje oponentów o tym samym nazwisku toczyło ze sobą walki o korytko. Kogo z nich tak naprawdę obchodził miejski lazaret? Żaden z nich nigdy tam nie wylądował, tylko w klinice się kurowali, w mieście królewskim, za wcześniej uzbierane na koncie srebrniki.
Lazaret był jak fatum, który ciążył nad każdym kolejnym kasztelanem. W kolejce stała też kopalnia (krzemienia oczywiście). Za to każdy, ale to każdy na wieki będzie wypominał dworzec Stanley'a. O żakach w Turcoviste nie wspomnę.
Kończąc pytam: kogo mieszkańcy grodu Tura chcieliby ujrzeć na plakatach (nie tych od Riszelie, nieudanych, westernowych)? Gdzie szukać twarzy na plakat, która by przetrzepała kuper Żurawowi i jego wasalom, a jednocześnie wzniośle starała się nieść resztki dumy młodzieży, jaka pozostała w osadzie? Potrzebna jest twarz turkowskiego Williama Wallace'a. Nie masz nic do stracenia, zostań nią Ty!
Moher Beret's
PS. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.
Marcin Derucki dla Turek.net.pl
Redakcja Turek.net.plFB
email: redakcja@turek.net.pl
telefon: 787 77 74 72