Mieszkańcy wściekli na burmistrzów: Wstyd dla Urzędu! Na niczym się nie znacie! Złośliwość nie zna granic!
We wtorek 24 lipca w Urzędzie Miejskim odbyło się spotkanie z przedstawicielami wspólnot mieszkaniowych z ulicy Smorawińskiego, niezadowolonych z jakości remontu chodników, które to działanie zostało wywalczone w ramach Budżetu Obywatelskiego. W sali obrad zabrakło burmistrza Antosika, ale uwag zbulwersowanych turkowian wysłuchali m.in. wiceburmistrz Jerzy Kurzawa oraz wiceburmistrz Joanna Misiak-Kędziora. Mieszkańcy powiedzieli wprost, że ich zdaniem władze Turku nie wykazały się chęcią pomocy, ale złośliwością, niewiedzą, robieniem maślanych oczu. Choć niektórzy uczestnicy prosili o znalezienie złotego środka, czy też domagali się od wiceburmistrza męskiej decyzji w sprawie przesunięcia chodnika, to jednak spotkanie okazało się fiaskiem. – Nie widzę możliwości podejmowania męskich decyzji – poinformował mieszkańców Jerzy Kurzawa, a wściekli mieszkańcy w chwilę później wstali od stołu obrad i opuścili Urząd Miejski.
Gwoli wyjaśnienia – w 2017 roku w Turku odbyło się pierwsze głosowanie w sprawie Budżetu Obywatelskiego. Wśród projektów, które zakwalifikowały się do realizacji, znalazł się także ten o nazwie „Wyłożenie kostką brukową osiedlowych ciągów komunikacyjnych w rejonie ul. Armii Krajowej i Smorawińskiego”, który uzyskał 1835 punktów i tym samym 4. miejsce. Kwota, przeznaczona na realizację tego zadania, to 80.000 zł. Mieszkańcy pomimo wygranej są oburzeni, gdyż ich zdaniem działanie koniec końców nie odzwierciedla założeń, na których oparty był wniosek złożony do Budżetu Obywatelskiego. Zainteresowani pomstują, że pojawiła się dodatkowa odnoga chodnika, a tymczasem zamiast podsypki żwirowo-cementowej kostka leżeć ma na piasku itd. W ocenie mieszkańców owe ciągi komunikacyjne można zrobić solidnie, skorygować ułożenie budzącego emocje chodnika, przesunąć go o metr i wyprostować, gdyż pieniądze chce dołożyć wspólnota mieszkaniowa, ale brakuje zrozumienia ze strony władz miasta.
Na wstępie wtorkowego spotkania wiceburmistrz Kurzawa poprosił mieszkańców, by wyjaśnili, co ich gnębi. Owo zachęcanie nie było szczególnie potrzebne, gdyż uczestnicy rozmów śmiało i bez owijania w bawełnę zaczęli naświetlać problem. Grupa turkowian była oburzona tym, że jest to kolejne spotkanie, były też pisma, była interwencja podczas sesji Rady Miejskiej, a tymczasem nie wynikło z tego nic, co pozwoliłoby wykonać ciągi komunikacyjne przy ul. Smorawińskiego tak, jak oczekują tego zainteresowani.
– Burmistrz na poprzednim spotkaniu nie wiedział nic. On tylko robił maślane oczy. „Ja nie wiem, nie wiem, nie słyszałem”. Pani Kędziora mówi, że ona nie uczestniczyła i nic nie wie. Pan wiceburmistrz mówi, że nie możecie zmienić zdania. Kto tu rządzi? – pytał poirytowany uczestnik rozmów.
Jak zauważyła jedna z turkowianek, mieszkańcy ul. Smorawińskiego od początku deklarowali, że wspólnota będzie partycypować w kosztach, byleby wykonać prace lepiej i po myśli zainteresowanych. – Pomysłodawcy monitowali, że jest nie tak robione, jak oni tego chcieli i jak zapisali. Wówczas sugerowali, że będą dopłacać za wszystkie inne elementy czy materiały, które nie były ujęte w specyfikacji. Tu jest tylko brak woli ze strony Urzędu i nic więcej. Po prostu upór i robienie na przekór, na złość ludziom, bo nie są zarządzani przez PGKiM.
Mieszkańcy upomnieli przedstawicieli Urzędu Miejskiego, że nie chcą chodników, które trzeba będzie poprawiać za 2 lata. Nie chcą także sytuacji, w których wiceburmistrzowie wypowiadają się tak, jakby nie wiedzieli, co wcześniej zadecydował czy napisał burmistrz. – Po ostatnim spotkaniu, które było tu z burmistrzem, gdzie burmistrz nie wiedział nic na temat prowadzonych działań, wystosowaliśmy w tym samym dniu pismo, że chcemy poprawić to na koszt nasz, wyprostować. Odpowiedź burmistrza urąga jakiejkolwiek przyzwoitości odpowiedzi na pismo. (…) My tu przychodzimy, prosimy, rozmawiamy, a tu się okazuje, że podstawowych rzeczy nie wiecie. (…) To jest wstyd dla Urzędu Miasta! – grzmiał jeden z dyskutujących.
Zgromadzonych w sali im. Solidarności starała się uspokoić wiceburmistrz Joanna Misiak-Kędziora, która tłumaczyła mieszkańcom ul. Smorawińskiego, że wniosek do Budżetu Obywatelskiego to jedno, a ostateczna forma jego realizacji to drugie. – Projekt był pewnym pomysłem, założeniem, planem do realizacji. Na etapie składania państwo go w pewien sposób określacie, ale nie możecie państwo mylić projektu ze specyfikacją, kosztorysem, dokumentacją techniczną. (…) Ponieważ projekt opiewał na wyłożenie kostką brukową ciągów komunikacyjnych, osiedlowych, istniejących, wymianę - tak państwo to opisujecie - nawierzchni tego chodnika, stąd był on kwalifikowany jako remont. Po trafieniu do budżetu Rady Miejskiej ten projekt został zlecony do realizacji odpowiedniemu wydziałowi – wyjaśniała wiceburmistrz, tłumacząc przy okazji, że jak najbardziej zasadne było dodanie do projektu odnogi w postaci odcinka chodnika przy Wyszyńskiego 2.
We wtorkowym spotkaniu uczestniczyli trzej radni miejscy, tj. Maciej Marczewski, Andrzej Kwiatkowski oraz Roman Groblica. Zdaniem pierwszego z wymienionych samorządowców, władze Turku milczą w wybranych tematach. – Jak ognia państwo unikacie cały czas tematu tego, że w opisie była podsypka żwirowo-cementowa. Bez wiedzy, bez konsultacji z kimkolwiek z pomysłodawców, zrezygnowaliście z tego. Mieszkańcy oddali głosy, by ta inwestycja była zrobiona w takiej formie, w ten sposób, a nie inaczej. Wy to zmieniliście, bez konsultacji z mieszkańcami. Gdyby to było zmienione przed głosowaniem, gdyby ludzie wiedzieli, że głosują na chodniki nie na podsypce żwirowo-cementowej, tylko na piasku i to poparli, to ok. Niestety, to nie było podane. To było zmienione bez wiedzy wszystkich tych, którzy głosowali – utyskiwał Maciej Marczewski.
O to, by nie rozdrapywać przeszłości, ale zaoferować mieszkańcom rozwiązanie, dzięki któremu odczują, że udział w Budżecie Obywatelskim miał sens, prosił Roman Groblica. – Wszyscy bronią swoich racji. Proszę, znajdźmy jakąś propozycję dla mieszkańców. Rozwiążmy tę patową sytuację. Czy mieszkańcy mają być niezadowoleni? Czy ma to trwać miesiące? Wymyślmy coś.
Postawiony w niełatwej sytuacji wiceburmistrz Jerzy Kurzawa wyjaśniał, że może i zamysł prac został zmodyfikowany, ale mówimy tu o modyfikacjach na korzyść. Sprawią one, że chodniki wytrzymają wiele lat użytkowania. – Zmienione zostało również to, że są krawężniki, których nie było w projekcie napisanym. Krawężniki zabetonowane, które mają stanowić opór przed rozchodzeniem się. Zastosowane technologie są prawidłowe – zapewniał wiceburmistrz. – Kładziecie chodniki na piasku! Rewelacja! Super działacie, super – kontrowała jedna z mieszkanek, a przedstawiciele Urzędu Miejskiego otrzymali krótkie, ironiczne brawa.
Zdaniem wiceburmistrz Misiak-Kędziory, akurat w przypadku remontu ciągów komunikacyjnych w tej części miasta zastosowanie innych podsypek nie jest konieczne. – Przez 50 poprzednich lat u państwa, na tym terenie, nie były wykonywane żadne roboty budowlane, żadne wykopy, które miałyby spowodować, że grunt stałby się ruchomy. Ten grunt przez 50 lat tam stał i był pod nim chodnik. Ten grunt jest utwardzony. Nie było tam robót przekopowych, by była konieczność wykonywania podsypek.
Powodem do spierania się była także wspomniana już kwota 80.000 zł. Wiceburmistrz Misiak-Kędziora przypominała, że takie pieniądze zostały wywalczone przez mieszkańców podczas głosowania na Budżet Obywatelski, gdyż na taką kwotę opiewał wniosek. Miasto nie może dodawać kolejnych pieniędzy, by ów remont ciągów komunikacyjnych wykonać jeszcze inaczej. Tego typu argumenty tylko rozsierdziły uczestników dyskusji. Zainteresowani przypominali, że owe 80.000 zł zostało ustalone nie przez samych mieszkańców, ale przy współpracy z osobami odpowiedzialnymi za Budżet Obywatelski. Dlatego też pomysłodawcy remontu dziwą się, dlaczego zawczasu nie powiedziano im, że powinien on opiewać na większe pieniądze. Ponadto mieszkańcy tłumaczyli po wielokroć, że wspólnota mieszkaniowa jest gotowa dopłacić, by prace wykonać lepiej, ale brakuje porozumienia i woli współpracy.
Poirytowani uczestnicy wtorkowych rozmów stwierdzili, że nie jest tak, iż od początku nie było szansy na wykonanie prac w takiej wersji, jakiej sobie życzą i na jaką głosowali w ramach Budżetu Obywatelskiego. Zdaniem mieszkańców „zielone światło” było, o czym świadczyć mają pewne wstępne prace wykonawcy, ale po kilku dniach pojawiło się światło „czerwone”. Zdenerwowani turkowianie z ul. Smorawińskiego oświadczyli też, że w terenie, na miejscu planowanych prac pojawiła się pewna decyzyjna osoba, która – jak wynika z wiedzy mieszkańców – była wtedy na L4. Podczas wtorkowego spotkania osoba ta stwierdziła, że mieszkańcy mogą to zgłosić do odpowiednich organów, skoro mają takie podejrzenia, ci natomiast oświadczyli, że o owym fakcie rzeczywiście powiadomią kogo trzeba.
Mijały kolejne minuty, a między władzami Turku a mieszkańcami nie pojawiła się nawet nić porozumienia. Dyskutujący nie mogli porozumieć się nawet w kwestii ustalenia podstawowych faktów, takich jak partycypowanie w kosztach działania przez wspólnotę mieszkaniową. – Mówicie państwo, że były takie deklaracje. Z informacji, które ja posiadam wynika, że w momencie, gdy inwestor wszedł na plac budowy, to tej intencji nie było – stwierdził wiceburmistrz Kurzawa. – Jakiej znowu chęci nie było!? Niezbyt jest pan zorientowany. 19 czerwca na spotkaniu złożyliśmy pismo, na prośbę burmistrza Antosika – reagował ostro jeden z mieszkańców.
W obronie mieszkańców kolejny raz stanął radny Maciej Marczewski. Samorządowiec powiedział wiceburmistrzom wprost, że zachowują się kuriozalnie i zniechęcają ludzi do udziału w Budżecie Obywatelskim. Marczewski pytał, jakim cudem władze Turku zabraniają wyborcom stworzyć we własnym miejscu zamieszkania, przed blokiem, chodnik taki, jakiego oczekują. Tym bardziej, że owi mieszkańcy są skłonni dopłacić ze środków swego funduszu remontowego. – Ci ludzie tego nie potrafią zrozumieć. Oni chcą dołożyć swoje pieniądze i wy im nie pozwoliliście – mówił Maciej Marczewski głowiąc się, co strasznego stałoby się, gdyby chodnik został przesunięty o metr. – Przetarg był ogłoszony na wymianę, nie na przesunięcie – odparła wiceburmistrz Misiak-Kędziora.
Ciężko będzie znaleźć satysfakcjonujące wyjście z sytuacji, tym bardziej, że prace przy chodniku muszą być wykonane do końca lipca. – My mamy umowę do 31 lipca na wykonanie tego chodnika. My w dniu 31 lipca dostaniemy zgłoszenie o odbiorze robót i my na ten odbiór pójdziemy. Odbiór powinien być zgodnie ze specyfikacją, jaka została przez nas zrobiona. To, co będzie dołożone dodatkowo, za co wspólnota zapłaci, to już nas nie będzie interesowało – wyjaśniała wiceburmistrz Misiak-Kędziora. – Ale specyfikacja nie jest zgodna z projektem, złożonym do Budżetu Obywatelskiego, na który głosowali mieszkańcy! Oszukaliście mieszkańców w tym momencie. Wnioskodawców i wszystkich, którzy oddawali głosy. Oni nie oddawali głosów na chodnik na piasku! – odparła jedna z kobiet.
Po kilkudziesięciu minutach zdenerwowani mieszkańcy opuścili salę im. Solidarności. Wcześniej zapowiedzieli, że będą pojawiać się na sesjach Rady Miejskiej Turku i nie odpuszczą, a wręcz odwrotnie, napiętnują inne zachowania władz miasta. Turkowianie zapowiedzieli również, że i tak znajdą wyjście z sytuacji i złoty środek, a dokonają tego w listopadzie, przy okazji wyborów samorządowych.
AW
Akadiusz Wszędybył dla Turek.net.pl
Redakcja Turek.net.plFB
email: redakcja@turek.net.pl
telefon: 787 77 74 72