Sosjerka gubernatora spod stodoły w Krwonach i Tora na zelówki. Jakie skarby kryją turkowskie strychy i kurniki?
W jego kolekcji jest kilka prawdziwych perełek – sosjerka z porcelany, pochodzącej z zastawy wicegubernatora kaliskiego Królestwa Polskiego Pawła Rybnikowa, prototyp charakterystycznej figurki z maski samochodu, fragment tory napisanej na owczej skórze… - Jak otwieram taki dziewiczy strych, właz albo drzwiczki i jest metrowa warstwa pajęczyn, to wiem, że od co najmniej kilkudziesięciu lat tam nikogo nie było – opowiada Artur Lodziński, regionalista i poszukiwacz skarbów ukrytych na strychach i… w kurnikach.
W swojej przeszło piętnastoletniej karierze przeszukał już blisko tysiąc miejsc w Turku i okolicach. Zawsze za zgodą właścicieli – to jedna z zasad prywatnego kodeksu turkowskiego eksploratora. W poszukiwaniach nie przeszkadzają mu ani groźna w skutkach alergia na ugryzienia owadów, ani spróchniałe deski stropowe, które kilka razy nie utrzymały jego ciężaru. – Choć z wiekiem jestem coraz ostrożniejszy, ze dwa razy spadłem ze stropu, a w obawie przed owadami wolę zimę – mówi Artur Lodziński.
Aby eksplorować miejsca z potencjałem, stare chałupy, strychy i piwnice niezbędna jest więc zgoda właściciela nieruchomości, choć Lodziński przyznaje, że czasem ucieka się do fortelu – jeśli dom czy kamienica wystawione są na sprzedaż, ogląda go jako potencjalny zainteresowany klient. A wtedy całkiem przypadkiem można odkryć prawdziwe skarby. – Jak na przykład taka kłódka leżąca na parapecie – po prostu zapytałem czy mogę odkupić a właściciel pozwolił mi ją zabrać.
Czasem na największe perełki trafia zupełnie przypadkowo. – Ta sosjerka stała pod stodołą w Krwonach, pojechałem tam po całkiem inne rzeczy, ale ten kształt zobaczyłem już z daleka. A kiedy gospodyni zamykała psa, żebym mógł wejść na powdórko, miałem tylko ją na oku. Okazało się, że pochodzące z połowy XIX wieku naczynko w fikuśnym kształcie, robiło za poidło dla… kur. Inicjały wypisane na boku sosjerki, rosyjskie P i R, dały Lodzińskiemu do myślenia. – Gdzieś tak w 2010 roku dowiedziałem się, że rosyjski urzędnik, wicegubernator kaliski Paweł Rybnikow, miał swoją letnią rezydencję w niedalekich od Krwon Sacałach. Teraz nie ma już po niej śladu, ale porcelanowa sosjerka musi pochodzić z jego zastawy.
Popiersie, które kiedyś stanowiło ozdobę ogrodu turkowskich kamieniczników wygrzebał spod sterty gruzu, węgla i desek, XIX-wieczne skrzypce znalazł na strychu kamienicy przy Kaliskiej. W budynku sąsiadującym ze słynnym „Akwarium”, udało się mu odkryć metalowy szyld sklepu nabiałowego z autentycznym nazwiskiem kupca, który widnieje w dawnych spisach. Ozdobą kolekcji Lodzińskiego jest też z pewnością piękna szklana żardiniera na stelażu.
Niewyczerpalnym źródłem skarbów zdają się być kurniki. – Dwa dni przed moim spotkaniem autorskim w Uniejowie, znalazłem właśnie tam świetnie zachowaną tablicę urzędu pocztowo-telegraficznego z lat 60. Dziurę po niej musiałem zabezpieczyć deską, bo tablica pełniła rolę ochrony przed lisem czy kuną.
Intrygująca jest też z pewnością figurka nagiej kobiety z charakterystyczną fryzurą z lat 20. Niklowany metal przywołuje na myśl umieszczane na maskach drogich aut figurki. Czy to jedna z nich? Nie wiadomo, ale taka wizja pobudza wyobraźnię.
Turkowskie strychy pełne są poniemieckich przedmiotów, zarówno militariów, jak i tych codziennego użytku. O wiele trudniej znaleźć ślad żydowskich mieszkańców, których przecież niemała społeczność zamieszkiwała Turek przed II wojną światową. Dlatego tak cenny jest każdy ich ślad. – Udało mi się trafić na fragment Tory, napisanej na owczej skórze. Była bardzo zniszczona, wysłałem ją do Torunia do renowacji – mówi Lodziński.
Co dzieje się z tymi wszystkimi znaleziskami? – Całe szczęście mieszkam w 50-metrowym mieszkaniu w bloku, więc prowadzę ostrą selekcję – śmieje się eksplorator. Wygrzebane przez niego skarby zasilają więc zbiory muzeów (w Turku porcelanowe misy i dzbany służące do mycia) i prywatnych kolekcjonerów. Choć to pasja, a z niej, według Lodzińskiego, wyżyć się raczej nie da. Trzeba szukać innych źródeł zarobku, choć i one są bardzo inspirujące. Kilkuletnia przygoda ze skansenem w Biczu skończyła się dwoma tomami monografii tej niewielkiej miejscowości. Od jakiegoś czasu Lodziński pracuje w Uniejowie, co otworzyło mu furtkę w całkiem nowym kierunku.
Spotkania autorskie w bibliotekach w Koninie i Turku, wystawa w Uniejowie - tam Artur Lodziński prezentuje swój kilkunastoletni dorobek eksploratora. Na rajdy rowerowe w gminie Kawęczyn przyjeżdża w stylowym ubiorze, na ciągle działającym rowerze Bismarck, oryginale z 1933 roku. Jest aktywnym członkiem Koła Miłośników i Tradycji Kultury w Kawęczynie - to wszystko to coś więcej niż tylko pasja, to piękny pomysł na życie, którym motywuje i zaraża innych. Może więc wpuścicie Artura na swój stary strych? Może macie tam niejeden skarb?
Anna Wiśniewska-Kocik dla Turek.net.pl
Redakcja Turek.net.plFB
email: redakcja@turek.net.pl
telefon: 787 77 74 72